Z ogromną przyjemnością informujemy, że zaczęliśmy współpracę z autorką blogu Ban-to-felki. Oznacza to, że co jakiś czas będziemy publikować wybrane geekowe przepisy, inspirowane grami komputerowymi i ogólnie pojętą fantastyką. Myślimy, że będzie dzięki temu okazja do umilenia sobie czasu spędzonego przy komputerze przeróżnymi przysmakami rodem z Waszych ulubionych gier, filmów czy książek. Zaczynamy od klasyki wypieków, czyli apple pie. Zapraszamy!
Naprawdę wspaniałym jest umysł developera świata gier. Nie tylko wymyśla on postaci NPC, questy, jakie dają graczom, ale też praktycznie cały świat, w jakim toczyć się będzie gra, od tak małych detali, jak to, czy wieża, będąca częścią tła zbudowana będzie z kamieni czy cegieł, po tak wielkie jak to, ile będzie trwał dzień w tym świecie i kiedy oświetlenie dzienne zmieni się na nocne i głos ćwierkania ptaków zastąpią stłumione popiskiwania i ryki nocnych stworów. Osobiście jestem zawsze pod wrażeniem, ilekroć odpalam jakąkolwiek grę i wizualnie napawam się jej wyglądem i atmosferą, jaką stworzono by ucieszyć graczy. Nie patrzę jednak nigdy na to, czy tu lub tam mignął piksel, czy przypadkiem krawędź jeziora nie jest podejrzanie krzywa, ani na inne takie dyrdymały (mój komp i jego starczy wiek też zresztą przykładają się do tego i często-gęsto taki na przykład Skyrim dostaje „czkawki” graficznej i lecę na low-details, by cokolwiek ugrać, więc na kanciastą grafikę zwracam mniejszą uwagę niż na to, by postać robiła to, co chcę). Patrzę na to, jak bardzo gra do mnie przemawia i czy jest „to coś”, co sprawia, że po pierwszym odpaleniu będą kolejne, czy sobie po prostu daruję.
Tego „cosia” bardzo ciężko jest tak naprawdę zdefiniować. Nie do końca zależy od oprawy graficznej, gameplay również nie jest aż tak ważny. Myślę, że najwięcej mają tu do powiedzenia detale, normalnie ukryte w tle, ale wzbudzające większy zachwyt swoim ukrytym urokiem, gdy nagle się na nie natknę, niż smoczy boss, który nam dropi na końcu gry niezwykle cennymi przedmiotami. Dzięki takim właśnie drobiazgom człowiek odpala sobie grę z myślą, że wraca do „swojego” świata, a nie idzie tylko „pofarmić” lub zdjąć dla odstresowania się paru zombie.
Nie od rzeczy jest tu również fakt, że światy są różne. Cokolwiek wyśniło się twórcy świata gry, jakkolwiek byłoby pokręcone i nie z tego uniwersum, w kosmosie, albo w świecie zamieszkanym wyłącznie przez inteligentne dżdżownice (kłaniamy się, Earth Worm Jim... gdzie się, stary, podziewasz ze swym platformowym światem i kosmicznym kombinezonem chroniącym robacze ciałko...) takie malutkie, swojskie detale, na które się natykamy, przywiązują nas tym mocniej do danego, nieludzkiego świata, im bardziej gameplay odpycha nas od realności. I tak na przykład ja, po ciągu misji z zapartym tchem wykonywanych na jednej z gier (zabijcie, nie pamiętam kiedy to było i co to było, na pewno jednak było to dawno temu), polegających na mordowaniu dziwnych stworów, moim dziwnym stworem, za pomocą dziwnej broni, w świecie, którego niebo było chyba czerwone w dzień, dziką radością zareagowałam na quest poboczny, gdzie trzeba było zwyczajnie ganiać krowy. Lub coś bardzo przypominającego krowy. Złapałam ten długi oddech po pełnych napięcia akcjach i nie zadając już sobie przysłowiowego pytania „WHAAAT?” na widok kolejnych nieświatowych wariactw, które umysł developera i grafika pospołu stworzył, by mnie ubawić, łaziłam za muczącą nierogacizną i bezustannie słyszałam własne salwy śmiechu, gdy jakaś biało-czarna cholera wytrzeszczała na mnie zaskoczone ślepia, bo ja ją kijaszkiem po zadzie...
Jednym z takich małych cudeniek, zaczepów do realnego świata jest temat gotowania w rozmaitego typu grach MMO. Nie mamy tam do zabawy tylko mordowania mobów, ganiania za postaciami innych graczy, by nabić expa. Nie tylko szkolimy kowalstwo, by naprawiać swój sprzęt i robić nowy, ale właśnie zabieramy się za między innymi, gotowanie. Robienie się na Kuchmistrza i rozwijanie tej ścieżki umiejętności stało się niespodziewanie ważną częścią wielu światów gier. Idąc prostą ścieżką rozumowania: potrafisz coś ugotować – nie musisz się martwić o spadający ci pasek życia, bo masz plecak pełen własnego żarcia, którego spożycie sprawi, że czerwona linia zamiast lecieć w dół wraz z kolejnymi ciosami przeciwnika, stabilnie pozostanie na tym samym poziomie, w miarę, jak twoja postać będzie sobie odbudowywać „życie”, napychając usta pieczonym kurczakiem. Albo ciastem, które sama zrobiła.
W większości gier wygląda to w miarę podobnie. Najpierw musisz odnaleźć NPC, który ci podsunie misje potrzebne do osiągnięcia poszczególnych poziomów wtajemniczenia sztuki gotowania, potem musisz zdobyć przepisy na potrawy, które wolno ci będzie wykonać na danym poziomie i na koniec szukasz składników i składasz je sam, by ku swej niekłamanej satysfakcji spoglądać na rosnący pasek doświadczenia, za każdym razem, gdy udało ci się zrobić coś smakowitego i dodającego punktów życia. Gotowanie – bardzo przyziemna, ludzka umiejętność, pomimo tego, że sporo potraw wykonuje się na grach z oryginalnych, im właściwych składników, których próżno szukać w świecie realnym, ma jednak pewne żelazne potrawy, które chyba stanowią filary każdej rzeczywistości, growej, czy też nie. Pieczone mięso – stek. Pieczony kurczak lub kurczako-podobne coś. Jajka wyglądające jak kurze. Zboże. Jabłka.Woda. Nie mówię tu w tym momencie o składnikach, jakie można by znaleźć w grach sf, bo tam będą pewnie pakiety z żelaznymi racjami, nie przypominającymi nic swojskiego. Ale spojrzyjcie do dowolnej gry fantasy; jak nic odnajdziecie te żelazne składniki, z których potem, rozwijając umiejętność związaną z gotowaniem, będziecie stale korzystać. I na 90% w tych grach będziecie w którymś momencie robić z nich ciasta. A skoro ciasta, to twórcy gier – zazwyczaj amerykanie – podsuwają nam bez pudła rozmaite pie, byśmy czynili sobie umiejętność gotowania sobie poddaną na wszechamerykańskich, rozpoznawalnych wszędzie, klasykach.
Nie inaczej jest w staruszku MMO, mającym obecnie co najmniej 15 lat, bliskim kuzynie klasycznej już gry retro Ultima Online – grze Runescape. Przeglądarkowa, nie mająca wielu wymagań systemowych na tamte czasy, z grafiką kanciastą jak jasny gwint i biust Lary Croft z pierwszego Tomb Raidera, jednak potrafiła przyciągnąć ludzi i wciągać do swego świata, składając się z tego wszystkiego, co było potrzebne graczowi do przyjemnego spędzania czasu w świecie Runescape’a swoją postacią. Gotowanie również się tam znalazło, jako jedna ze ścieżek rozwoju postaci. I tam właśnie pierwszy raz natknęłam się na Apple Pie – najprostsze ciasto składające się z jabłek, wody i mąki (które to składniki trzeba było oczywiście zebrać), wpakować wszystko do foremki (do kupienia w Gildii Kucharzy, do której miało się dostęp dopiero po wypełnieniu kilku questów, lub do znalezienia gdzieś w świecie gry) i jeśli udało nam sie wcześniej pieczeniem nad ogniem złowionych ryb (niższe poziomy umiejętności Gotowanie nie wymagały wielu ceremonii poza „złap mięso – rozpal ognisko – upiecz mięso”), osiągnąć 30 poziom w gotowaniu, mogliśmy sobie w dowolnym domu wyposażonym w piec wykonać taki przysmak i ratować nim potem podupadające, za sprawą miecza przeciwnika, zdrowie.
Robienie tego ciasta było bardzo przyjemne, chociaż trzeba się było nieziemsko nalatać po połowie świata, samemu sobie zmielić zboże w młynie, nabrać wody w rzece do wiaderka (którego też trzeba było sobie poszukać), zagnieść z nich ciasto, a jeśli przypadkiem zapomniało się w jakiej lokacji rosną jabłka – dochodził dreszczyk emocji „czy w sklepie ktoś rzuci?”. Bo bez jabłek nie będzie Apple Pie, koniec, kropka.
Gra Guild Wars 2, zdecydowanie lepiej wyglądając niż jej praprzodek Runescape, oferuje podobny system rozwoju gotowania, chociaż, rzecz jasna, inaczej to wygląda. Jednakże przeglądając listę tego, co będzie nam dozwolone upiec lub ugotować, natykamy się, oczywiście, na Apple Pie. W dwóch wersjach na dodatek. Podstawowe oraz noszące nazwę Eda’s Apple Pie. Patrząc na ich ikonki, różnią się od siebie solidnie, a i w składnikach tę różnicę widać. Pierwsze jest zupełnie podstawowo jabłczane – tak, jak w przypadku Runescape’owego, ale drugie to już wyższa szkoła jazdy, ponieważ zawiera przyprawy i tym samym dosięga do klasyka znanego w świecie realowym. Swojskiego, domowego Apple Pie, za którym większość z nas tęskni jesienną porą.
Jako, że od pewnego czasu zajmuję się sporządzaniem geekowych potraw, znajdowanych w różnych źródłach, poczynając od książek, poprzez filmy i seriale, na grach kończąc, musiało w końcu do tego dojść, że przypomnę sobie pełne zabawy godziny spędzane na Runecape i satysfakcję, jaką przynosiło mi robienie coraz to różnych nowych rzeczy, potrzebnych do awansowania na wyższe poziomy cookingu. Pieczone mięso, apple pie, meat pie, finalnie robiło się fantastyczne, wielowarstwowe torty, ale do nich już nie doszłam. Prawdopodobnie zabrakło mi w którymś momencie czasu i weny, a gdy wróciła – zaginęły mi logi do postaci, a od początku iść się już nie chciało. Jednakże to była gra. Realowo działam zupełnie inaczej. Gdy wpijam zęby w daną geekową potrawę, robię to na porządnie i do samego końca. Choćby i nie wychodziło dwa razy, za trzecim dopracowuję przepis jak należy. W rezultacie cieszyć się mogłam już do tej pory potrawami jakby prosto ze Świata Dysku, Star Wars, rozmaitych seriali w tym „Firefly” i „Friends”, a to ledwie początek, bo teraz dojdą przepisy z gier, ku waszej, niewątpliwej radości graczy, którzy do tej pory oglądali na ekranie smakołyk, a teraz będą go sobie mogli sami zrobić i spożyć, robiąc kolejne questy.
Do każdego geek-przepisu podchodzę tak samo. Najpierw research – badanie z czym mam do czynienia tak naprawdę ze strony realowej, potem obejrzenie danej potrawy ze wszystkich stron w miejscu, gdzie mi wpadła w oko i na koniec wykonanie jej tak w punkt i podobnie do źródłowego przysmaku, jak tylko się da. Nie inaczej miała się sprawa z Eda’s Apple Pie, które wybrałam jako pasujące pod planowane przeze mnie już od dawna geekowe Apple Pie. Nie podstawowa wersja, bo prawdziwe Apple Pie przyprawy mieć musi. A zatem z tej gry mogło być wyłącznie wyżej „punktowane” Eda’s Apple Pie.
Wedle przepisu z gry jego składniki to:
1) Jabłko cynamonowe;
2) Ciasto uformowane w kulę;
3) Cukier;
4) Gałka Muszkatołowa.
Wygląda też całkiem tak, jak powinno, chociaż pokazane jest w przekroju. A to oznacza, że najważniejsza jest zawartość jabłkowa, konstrukcja ciasta w formę przyjętą dla pie, a to co damy na górę jest już mniej ważne, byle było z ciasta i przykrywało owoce.
Jak nic przy małych modyfikacjach pasowało mi do przepisu na Apple Pie, który gdzieś już mi tam kołował w myślach, więc, ku waszej zgłodniałej radości, w tę piękną, jesienną pogodę przedstawiam wam moją jadalną, arcy jabłkową i arcy przyprawioną wersję Apple Pie Edy, którego smaku NPC-ka zdecydowanie by się nie powstydziła.
Składniki:
Ciasto:
3 szklanki mąki
1/2 szklanki cukru pudru
250g zimnego masła pokrojonego w kostki
2 żółtka
4 łyżki zimnej wody
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
cukier puder do posypania "kratki"
Nadzienie:
8-10 średnich jabłek, w większości typu twardego i kwaśnawego jak szara reneta (1 lub 2 mogą być miękkie i słodsze; pomogą w utworzeniu części płynnej nadzienia)
1/4 szklanki cukru (lub więcej, zależnie od kwaśności jabłek)
2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki imbiru
1/2 łyżeczki zmielonych goździków
1/2 łyżeczki zmielonego anyżu
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
1/2 łyżeczki kardamonu
2 garście rodzynek
1 łyżka mąki ziemniaczanej lub 1/4 opakowania galaretki pomarańczowej
Wykonanie:
Najpierw robimy nadzienie. Jabłka myjemy, kroimy w ćwierć plasterki, wrzucamy do garnka. Dosypujemy cukier, mieszamy i podłączamy pod nimi gaz, by się macerowały do momentu aż puszczą sok, a te miększe zaczęły się rozpadać. Dosypujemy przyprawy i rodzynki, mieszamy i pozwalamy im się gotować jeszcze dłuższą chwilę, mieszając dosyć często, by nie dopuścić do przypalenia się. Jeżeli mamy jabłka, które zawierają mało soku, można dolać parę łyżek wody. Jabłka trzymamy na ogniu do momentu, aż będą mieć sos - czyli te miększe się już rozleciały, ale nadal w większości będzie sporo kawałków tych twardszych jabłek. Nie chcemy osiągnąć konsystencji konfitury, a po prostu poddusić je we własnym sosie z przyprawami. Dokonujemy próby smaku. Założenie smakowe w Apple Pie jest takie, by przede wszystkim było czuć jabłka, ale podbite wyraźnie aromatem przypraw. Jeżeli więc podane ilości wam nie wystarczą, zwiększcie ilość przypraw, ale, zaklinam, ostrożnie, by przyprawy nie przejęły jabłek. W przypadku, jeśli "sypnie się" nam czegoś za dużo, możemy sytuację ratować dodając cukru, soku z cytryny lub wody do nadzienia i pozwalając się ostrzejszemu smakowi trochę w tej dodatkowej ilości rozejść. Na koniec dosypujemy dla zagęszczenia nadzienia mąkę ziemniaczaną lub galaretkę, mieszamy do rozpuszczenia w nadzieniu i jeśli smak po spróbowaniu jest dokładnie taki, jak nam odpowiada, ściągamy jabłka z gazu i pozwalamy nadzieniu ostygnąć.
Następnie wykonujemy ciasto. Do miski wsypujemy mąkę i cukier, mieszamy razem. Następnie wrzucamy do nich zimne masło w kostkach i za pomocą dłoni rozcieramy je z mąką i cukrem tak, by otrzymać masę o konsystencji kruszonki. Dodajemy żółtka, wodę i ekstrakt z wanilii i szybko, starannie zagniatamy w misce ciasto. Kulę otrzymanego ciasta dzielimy na większą i mniejszą część. Mniejsza - ok. 1/3 ciasta - będzie nam potem służyć do stworzenia "kratki" na wierzch. Z większej - 2/3 ciasta - utworzymy spód. Obie części formujemy w osobne, spłaszczone dyski i zawinięte w folię wkładamy do lodówki na co najmniej godzinę, w trakcie której możemy przygotować sobie nadzienie, jeżeli nie zrobiliśmy tego wcześniej.
Nagrzewamy piekarnik na 180 stopni Celsjusza. Formę na tartę wykładamy folią aluminiową lub smarujemy masłem, aby spód nie przywarł nam do formy. Wyciągamy większy dysk schłodzonego ciasta z lodówki i na arkuszu folii aluminiowej rozwałkowujemy go tak, by ciasto miało średnicę naszej formy na tartę oraz brzegów i jeszcze coś zostało. Następnie bierzemy folię z rozwałkowanym dyskiem, zręcznie odwracamy nad foremką do góry nogami tak, by ciasto ją przykryło i ściągamy ostrożnie folię, a ciasto dopasowujemy do spodu i boków formy aż po same brzegi. Naddatek odcinamy. Napełniamy po brzegi nadzieniem jabłkowym. Wyciągamy z lodówki mniejszy dysk i rozwałkowujemy tak jak poprzedni kawałek, na folii aluminiowej, by pasował wielkością do średnicy ciasta. Tniemy go na równe paski 1 i 1/2 lub 2 cm szerokości, w takiej ilości, w jakiej pasuje nam mieć szeroką kratkę na cieście, należy jednak pamiętać, że odstępy między paskami powinny być na tyle duże, by nadzienie miało jak "oddychać".
Następnie tworzymy krateczkę na cieście, w następujący sposób:
1) Układamy kilka pasków poziomo na cieście w równych odległościach od siebie i zaginamy do połowy co drugi.
2) Układamy 1 pasek pionowo wzdłuż tych zagiętych, zagięte odginamy z powrotem tak, by spoczęły na pasku pionowym. Zaginamy do połowy te, które wcześniej pozostały nie zagięte, czyli ponownie, co drugi.
3) Układamy kolejny pionowy pasek tuż przy linii zagięcia zagiętych obecnie pasków, prostujemy je na pasku pionowym. Zaginamy ponownie co drugie.
4) Kładziemy kolejny pasek pionowo przy zagiętych, powtarzając cały proces do momentu aż otrzymamy przeplataną krateczkę.
Kratkę lekko zwilżamy wodą i posypujemy cukrem pudrem, po czym wkładamy Apple Pie do nagrzanego piekarnika. Pieczemy przez 45 minut lub do momentu aż krateczka będzie złoto-brązowa, a nadzienie zacznie bąbelkować. Wyciągamy z piekarnika i pozwalamy ciastu ostygnąć. Serwujemy ciepłe lub na zimno, samo lub z lodami albo bitą śmietaną.
Smacznego!
SPRAWDŹ GIEKAWE GRY I DOBRE FILMY O GOTOWANIU ORAZ PRZEPIS NA NUKA COLĘ QUANTUM Z SERII FALLOUT
Lubisz gotować?
Po więcej przepisów zapraszamy do naszego kącika kulinarnego :)
A gdybyście byli zainteresowani, więcej geekowych przepisów znajdziecie na moim blogu. Zapraszam też do polubienia mojego profilu na Facebooku. Nieustannie zamieszczam tam rozmaite, klimatyczne, geekowate i nie tylko potrawy (wraz z niewielkim felietonem dotyczącym każdej z nich). Zapraszam do zapoznania się, a tymczasem, bierzcie i róbcie, bowiem źle jest marnować czas, pragnąc, a nie czyniąc takiego dobra...
Ban-to-felki
Aktywnie gram w rozmaity role-play na żywo, kocham fantasy i s-f w każdej postaci, jestem molem książkowym pierwszego sortu, miłośniczką kotów, batoników Mars, rocka, metalu i muzyki filmowej, a także dobrego jedzenia - im bardziej "fantastyczne" tym większe wyzwanie w wykonywaniu go i podtykaniu rodzinie i przyjaciołom do testów. :)
Rodzaj: Fantasy MMORPG
Grafika: 3D • Premiera: 2012 • PvP: Tak • PvE: Tak •
Koszt: Darmowa po kupnie gry (ok.. 120 zł.) • Platformy: Mac OS X, Windows • Wersja PL: Nie •
Producent: ArenaNet • Wydawca: NCsoft • Tematyka: Dynamiczne wydarzenia i historia Tyrii
Ocena | Premiera | |
6. Ragnarok Online 2: Legend of the Second | 7.7 | 2012 |
7. World of Chaos | 7.7 | 2021 |
8. Hero Wars | 7.7 | 2016 |
9. Ragnarok Online | 7.7 | 2002 |
10. Broken Ranks | 7.7 | 2022 |