Overwatch: Twoja warta zaczyna się teraz!

To zdanie na pewno chciałoby usłyszeć wielu fanów blizzardowskich produkcji. Na oficjalnej stronie Overwatch parę dni temu pojawiła się zarówno data premiery, jak i możliwość przedsprzedaży, na którą ja osobiście ostrzę sobie zęby. Powszechnie wiadomym jest fakt, że beta testy trwają już od kilku miesięcy. Liczba rozdanych zaproszeń była niesłuchanie mała, ale nam udało się jedno dostać. Dzięki temu możemy przedstawić Wam, jak prezentuje się kolejny, wielki projekt kalifornijskiej firmy w swojej testowej wersji.

Nie oceniaj po okładce

Już w samym zwiastunie gra przykuwała uwagę nietypową grafiką. Charakterystyczne barwy, jak i ciekawa kreska zarówno postaci oraz otoczenia, silnie sugerowały wręcz disneyowski klimat, który mógłby dość intensywnie kłócić się z gatunkiem gry. Przepełniony sceptycyzmem przysiadłem do komputera, odpaliłem grę i rozpocząłem wyszukiwanie meczu. Przygotowałem się na długie i żmudne czekanie, spowodowane małą ilością graczy.

Jak wielkim zaskoczeniem było, kiedy zostałem wrzucony wraz z innymi oczekującymi na wylosowaną mapę w celu odbycia potyczki. Miało to oczywiście na celu zapewnienie mi rozrywki podczas szukania pozostałych członków drużyny. Kiedy stanąłem przed finalnym wyborem postaci oczywistą, a zarazem bezpieczną opcją był Żołnierz-76, z którym mieliśmy przyjemność poznać się bliżej podczas krótkiego, ale efektywnego tutorialu. W ciągu następnych paru minut zniknęły moje wszystkie negatywne odczucia. Z każdą kolejną rozgrywką Overwatch zachwycał mnie coraz bardziej, a na zapisywanie plusów brakowało już kartek. Ale jak wiadomo, słodkim łatwo jest się przejeść.

Do wyboru do koloru

W interfejsie dominuje to, co lubię najbardziej – prostota. Sceptycyzm wywołany bajkowym klimatem dość szybko przemienił się w zauroczenie i już przy drugim odpaleniu gry zacząłem doceniać ten unikatowy styl. Starczy już mydlenia oczu. Aby wybudzić Was z tego sennego letargu, wywołanego tą niezgrabną opisówką, opowiem wam nieco o rozgrywce. Na początku roku, kiedy gra zmieniła wersję na beta testową, twórcy wprowadzili wiele zmian. Jedną z nich było zwiększenie liczby członków drużyny do sześciu. Blizzard odbiegł tutaj od standardowej, może już nudzącej liczby pięciu bohaterów, jednak celem nie było wcale wyróżnienie się. Dodanie kolejnego gracza w nasze szeregi świetnie zoptymalizowało rozgrywkę i stała się ona nieco bardziej wyzywająca. Jednak kim uzupełnić to ekstra miejsce? Do wyboru mamy 21 postaci, z których każda posiada unikatową rolę i niepowtarzalne umiejętności.

Bohaterowie są tak różnorodni, że poznanie podstawy rozgrywki i zgłębienie tajników ich zdolności zajmuje naprawdę wiele czasu. Mamy do wybory cztery specjalizacje i wszystkie kuszą by nimi zagrać. Największe obrażenia zadają nam postacie o roli „ataku”. Charakteryzują się niezwykłą mobilnością na polu bitwy. Aby dać upust swoim strategicznym umiejętnościom, powinniśmy wybrać specjalizację „budowniczego”. W tym przypadku rozgrywka wymaga od nas więcej taktycznego podejścia. Każdy z budowniczych może być niesamowicie zabójczy, jeżeli pojmiemy naturę ich walki. Najtwardsi zawodnicy na mapie, to oczywiście tankowie. Potężni i niepokonani na krótkim dystansie, jednak nieco mniej mobilni. Ostatnimi i najbardziej niedocenionymi są bohaterowie wsparcia. W innych grach healer przedstawiony jest jako krucha postać o prawie zerowych umiejętnościach ofensywnych. Nie w Overwatch. Tutaj są oni opoką całej drużyny. Potężne umiejętności leczące oraz absorbujące obrażenia trzymają całą drużynę przy życiu. Niezwykła mobilność pomaga uciec samej śmierci, a możliwość szybkiej zmiany broni pozwala wykończyć niejednego wroga. Oczywiście „wsparcie” nie jest rolą idealną. Nasze życie będzie trwało dopóki nie skupimy na sobie ostrzału dwóch wrogów. Wszystkie postacie są oryginalne i intrygujące. Nie ma takiej możliwości, aby początkujący, czy nawet średnio-zaawansowany gracz mógł się ograniczyć do jednego bohatera, czy nawet do jednej specjalizacji.

Jakość nad ilością

Twórcy przekazali w nasze ręce dwa tryby gry możliwe do rozegrania na łącznie pięciu mapach. Jednym z nich jest powszechnie znane „przejęcie punktu”, którego zasady nie trzeba tłumaczyć. Następny to „ładunek”, gdzie jedna z drużyn musi przetransportować przykładowo niebezpieczny ładunek elektromagnetyczny z punktu A do punktu B. Możliwe jest granie zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, a po rozstrzygnięciu rundy następuje zamiana miejscami. Na pierwszy rzut oka taka ilość trybów może okazać się po prostu biedna. Nic bardziej mylnego. Każda runda jest niepowtarzalna, a to dzięki przeróżnym kombinacjom postaci. Może ciężko w to uwierzyć, ale gra wręcz urzeka świetnym polskim dubbingiem. Wszystkie podłożone głosy bardzo dobrze oddają charakter postaci, a ponadto możemy usłyszeć klasyczne teksty polskiego Internetu typu „ale urwał”.

Pozostało tylko czekać

Blizzard przedstawił nam kolejną świetną produkcję i udowodnił, że potrafi zrobić dynamiczną strzelankę. Overwatch na pewno wart jest swojej ceny i myślę, że znajdzie się na szczycie listy zakupów niejednego gracza, bo przecież „świat potrzebuje bohaterów!”.

Kamil Milkiewicz

Pasję do gier MMORPG zawdzięcza długej przygodzie z WoWem, jednak lubi też przysiąść do dobrego RTS'a. Wielki fan Tolkienowskiego świata. Wolne chwile spędza na oglądaniu klasyki amerykańskiego kina i studiowaniu książek kulinarnych. Kiedy nie siedzi przed komputerem dźwiga ciężary i spotyka się z przyjaciółmi.